niedziela, 7 maja 2017

Niedzielni ludzie, czy i Ty dasz się podzielić?

Dziś moja niecna klawiatura postanowiła zapodać coś bardziej na... hm, wesoło? Ale przede wszystkim - z przymrużeniem oka, myśli, religii i... portfela!



Znajome uczucie, czyli co mi w duszy świszczy


Większość z Was zapewne doskonale zna to uczucie, albo przynajmniej je kojarzy... Niedziela rano, południe, bądź mały kawałek czasu wyrwany z samego środka leniwego obiadu a wieczornego czuwania wczesnosennego. Pierwszy piątek miesiąca. Święta wielkanocne. Boże Narodzenie. Boże ciało.Ogólnie rzecz biorąc - wszystkie dni wymagające naszej obecności w kościele. Budynek zapełniony po brzegi zainteresowanych w większym lub mniejszym stopniu kazaniem ludzi. Niewygodne ławki. Latem - skwar, gorąc upał. Zimą - przeważający, nieszczęsny brak ogrzewania, skostniałe palce, brak czucia w stopach. Aż wreszcie sedno całej sprawy - ofiara na tacę dla księdza.


Okiem szydercy, czyli jak dzielą się niedzielni ludzie?


Ostatnimi czasy zaabsorbowana otaczającymi mnie personami, całym światem i trwającą w oddali mojej własnej głowy mszą, pozwoliłam sobie zauważyć pewne nieświadome, choć nieco komiczne ludzkie zachowania. I wtenczas odkryłam coś jeszcze bardziej komicznego. Uwaga, uwaga proszę Państwa, zamieszczona poniżej informacja, może przynieść jedno z mniej pożądanych skutków:
a) zaburzyć wyznawany dotychczas światopogląd
b) być szansą na jego ulepszenie
c) doprowadzić do niekontrolowanego ziewania.



Jeśli jednak należysz do grona Odważnych Czytelników, zachęcam do lektury. 
Według mojej nowo odkrytej teorii, "niedzielni ludzie" w momencie konieczności tzw. "dania na tacę", dzielą się na 3 typy:

  • uroczo wiercące się dzieci, które gubią monety otrzymane przez kochanych rodziców, a następnie skrupulatnie szukają ich pod ławkami, zamieniając się w odważnych poszukiwaczy skarbów z nadzieją jedynej rozrywki w ciągu przedłużającej się dla nich w nieskończoność godziny
  • jeszcze bardziej urocze staruszki i babcie, które gdyby  tylko mogły - oddałyby księdzu na tackę całe swoje serce, o ile ich wartość wynosi  więcej niż te 10 złoty wyciągnięte na ofiarę spod spódnicy pachnącej drugą wojną światową
  • aż w końcu, moja ulubiona grupa - bombowa mieszanka dwóch powyższych, czyli ludzie zagadki. Ich urok z kolei polega na tym, że działają w myśl zaklęć typu: "abra-kadabra:, "czary-mary", czy "hokus-pokus". Owszem - modlą się i robią te wszystkie inne rzeczy bliskie zachowaniom chrześcijańskim, ale w momencie pojawienia się przed ich twarzą koszyczka - zdają się na łaskę losu i własnej kieszeni. Jakoś niespecjalnie są przygotowani na ten fakt. Po prostu wyciągają, co mają i tyle. Może to być pozostałość po wcześniejszych zakupach, a nawet reszta z sobotniej balangi w pobliskim barze. A teraz puenta! Spoglądają na tę swoją dłoń wypełnioną złotówkami o większym i mniejszym nominale i ostatecznie wybierają... najmniejszą. Bo przecież nie można dać księdzu za dużo i musi jeszcze zostać na "to i owo", jeśli wiecie, co mam na myśli. ;)


P.S. - mrugam! 


*ten artykuł jest częścią mojej subiektywnie myślącej główki. Proszę, nie bierzcie go całkiem na serio. To tylko mrowisko spostrzeżeń i jedna mała, mróweczka wyrwana ze świata sarkazmu. Trzymajcie się cieplutko, dziś znów niedziela i pora na mszę staje się całkiem bliska. Biegnę pooglądać ludzi ;)

8 komentarzy:

  1. Wszystko się zgadza 😁 jeszcze tylko brakuje mi typu "sąsiad patrzy to dam więcej niż on".

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś widziałam jak koles miał rękawiczkę wymalowaną czyme i zamiast wrzucić monete one przyczepialy się do rękawiczki🙉☺👌

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie byłam w kościele, ale nawet jak już jestem to raczej nie zwracam uwagi na to, kto ile daje na tace. Także nie mogę ani potwierdzić Twoich obserwacji ani ich obalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", dziękuję za komentarz mimo wszystko :)

      Usuń
  4. Generalnie sporo spostrzeżeń bardzo trafnych ;) I o ile dzieciaki i babcie mi nie przeszkadzają, o tyle najgorzej się robi, gdy księżom zaczynają przeszkadzać i np. zwracają uwagę by rodzice ogarnęli hałasujące dzieci. Efekt jest taki, że w wielu kościołach nie ma już po prostu dzieciaków, bo nie są mile widziane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło :) Fakt, faktem dziecko to po prostu dziecko, żyje w swoim świecie i szybko się nudzi. Osobiście nie mam nic do tego, że rodzice zabierają maluchy do kościoła - wręcz przeciwnie. Dziecko już w młodym wieku wykształci w sobie pewne religijne postawy, czy nawyki. Trochę poprzeszkadza, ale ostatecznie coś do niego dotrze. Na całe szczęście znajomi mi księża są bardzo wyrozumiali i nie upominają niewinnych pociech. Ale tacy, o których wspominasz zapewne na kolędzie zadają rodzicom pytanie "dlaczego nie chodzą do kościoła?" Hah, paradoks :)

      Usuń