poniedziałek, 31 lipca 2017

#Roast: Jedziesz z tym! Czyli wojna samochodowych brandów

Generowanie leadów to dosyć życiowa sprawa, a przynajmniej z życia pochodząca. Chyba każdy zna, bądź przynajmniej w najmniejszym stopniu kojarzy marki takie jak: Vansih, Mc'Donalds, Coca-Cola, PEPSI, Skoda, czy Citroen. Każda z nich ma jeden, jasno określony cel: bycie na szczycie. Dlatego też, wiele z nich kusi Klientów okazyjnymi cenami, tworzy wielkiego formatu kampanie reklamowe, zapewnia o niezastąpionej jakości swoich usług... Lecz pomiędzy tak standardowymi metodami działania istnieje jeszcze coś ponad to. Podobno "najlepszą obroną jest atak" - broniąc swojej pozycji brandy przyswajają mocno do siebie tak ustosunkowane stwierdzenie i tym oto sposobem wkraczają na arenę boju, aby być "number 1". Który przedstawiciel tak znanych marek okaże się być największym "dissowcem" godnym rangi Kuby Wojewódzkiego? ;)



Pojedynek czas zacząć!


Ostatnio najbardziej popularna staje się wojna pomiędzy samochodowymi przedstawicielami: -Citroenem, Volkswagenem, a Skodą. Z tym, że to pierwsza marka prowokuje przeciwników do wypowiedzi. Czy się skuszą na dawkę konkurencyjnej wymiany zdań we własnej obronie?
O wynikach ich realizacji zdecydujecie sami. :)




Firma Citroen pokusiła się o drobny dopisek "...w Polo też tak sobie".
Pod postem pojawił się komentarz, który zachęcił VW do odpowiedzi. Oto co wyszło z małych, w gruncie nieszkodliwych, lecz bardzo smacznych ripost z wyczuciem. Jedziemy z tym! :)








Od tej pory więcej odpowiedzi ze strony pomysłodawcy nie pojawiły się. Czyżby szykowali kolejną, marketingową bombę? :)
.
.
.
.
.
Oczywiście!





Siadło? Siadło i to jak! Chyba nawet tak bardzo, że aż zatkało konkurencję. Skoda nie potrafiła odpowiedzieć na wymierzony przeciwko niej roast. No chyba, że dopiero szykuje swoje kilka groszy...




Konkurencja na poziomie pierwszej klasy, czy raczej mało atrakcyjne i dziecinne zagrywki? Co sądzicie o trwającej blisko tydzień samochodowej, intensywnej wojny? Tak, nie? Hot or not? A może macie swoich ulubieńców? :) Zachęcam do dzielenia się opiniami i kulturalnej dyskusji w tym temacie.




czwartek, 13 lipca 2017

"Czy mogę być winna grosika?" - na co tak naprawdę dajemy się nabrać?

Ile razy, stojąc przy kasie z długą listą zakupów poddano Twoje nerwy wzmagającej się irytacji, słysząc to jakże słynne, a zarazem błahe pytanie? Wrodzona grzeczność i wyczucie chwili nie pozwala nam na odmowę. Przecież Pani sprzedawczyni nie była na tyle stanowcza, by powiedzieć: "Będę dziś winna grosika" tylko grzecznie zapytała: "Czy mogę...?" Ale to nie o to tutaj chodzi. Te grosiki to czysty, psychologiczny biznes. Dlaczego?




99gr - i ani grosika więcej!

A teraz pomyśl: mijasz witryny sklepowe, przeglądasz produkty, porównujesz skrupulatnie ich wartości odżywcze, badasz daty ważności i... analizujesz ceny. Wydawało Ci się, że mleko w Dino kosztuje 1,99zł, a Biedronka oferuje cenę 2,09zł za opakowanie. Masło w Netto to koszt 4,99zł, a w Lewiatanie przypuszczalnie 4,69zł. Zauważyłeś pewną zależność? - Zawsze pozostaje grosik do pełnej, okrąglejszej kwoty. Ten sam grosik, który zapewne i tak zaraz przyjdzie nam zostawić w kasie. 


Zastanawiałeś się kiedykolwiek, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego te rzeczy nie mogą kosztować 2, 3, czy 5 złotych? No właśnie nie mogą. Te grosiki generują bowiem wyniki sprzedażowe. 


Francuscy badacze przeprowadzili pewien dwumiesięczny eksperyment ze współpracą z brytyjską pizzerią. Przez 2 tygodnie ustalono regularną cenę jednej z pizz na wartość 8 euro. Następnie na kolejne 2 tygodnie - obniżono stawkę do 7,99 euro. Niewiele? Być może, ale wyniki założonej przez naukowców hipotezy były co najmniej zaskakujące. Jak się okazało, sprzedaż produktów wzrosła o 15%! Przypadek? Otóż nie, gdyż później ponownie przywrócono regularną wartość pizzy. Sprzedaż wówczas ponownie spadła. I odwrotnie.


Manipulacje cenowe od dwóch stron


Dlaczego to na nas działa? Wyżej opisany przykład badania nie sprawił naukowcom większych problemów. Byli zgodni, co do postawionych wniosków, lecz zapytani o sposób działania manipulacji - ich zdania zaczynają się różnić. Mają kilka hipotez.


Jedna z nich zakłada, że "jest to kwestia rzędów wielkości, jakimi operujemy w mózgu." 
Przykładowo: Cena 49,99 i cena okrągłych 50zł. Nasz mózg odbiera je zupełnie inaczej, mimo, że różnią się dosłownie groszem. Chodzi o skojarzenia i pewien schemat myślowy. 49,99 to czterdzieści złoty i parę złotych, ale 50 to już 50, czyli pół stówki, która automatycznie plasuje się w kategorii "pięćdziesiąt złoty + przysłowiowy VAT".


Druga teoria zakłada, że chodzi o mechaniczne powiązanie tego typu końcówek  z wyprzedażami, obniżkami, rabatami, promocjami i innymi okazjami.
Przykładowo: Cena 34.99 za dmuchany materac kojarzy nam się z tzw. "szansą jedną na milion", która według naszego mózgu mogłaby się więcej nie przydarzyć. Dlatego też, widząc taką cenę nastawiamy się bardziej na masowe kupowanie, w myśl zasady "jak nie teraz to kiedy?"



A na koniec - ciekawostka. 

Według branżowej legendy amerykańskich domów towarowych z XIX wieku, "ucięte ceny" pochodzą od nieuczciwości kasjerów, którzy część pieniędzy z przeprowadzonych transakcji zabierali do swoich kieszeni. Stąd wymyślono patent niedokończonych stawek - 97, 98, czy 99 centów przez co sprzedawca każdorazowo był zmuszony wydać kupcom resztę. Zakup został zatem zarejestrowany, a dźwięk otwieranej kasy służył właścicielowi jako dowód uczciwego i przede wszystkim - pełnego zarobku. 





Sztuka sprzedaży to jednak czysta psychologia, a prezencja sprzedaży - czysty biznes. 
A Wy ile razy już daliście się złapać na takie "okazyjne ceny?" Czy myślicie, że hipotezy badaczy faktycznie coś w sobie mają? A może znacie inne techniki cenowej manipulacji albo znacie ich pochodzenie? :)

poniedziałek, 10 lipca 2017

Please the cheese!

"Wszyscy kochamy ser, ale co kocha ser?"



"Poproszę ser!" to najnowsza kampania komercyjna w formie zabawnej animacji. Została utworzona przez londyńską agencję mcgarrybowen. Czy i Wy skusilibyście się na na taki serek oblany smakowitą marynatą? - Sprawdźcie sami! ;)  Ser kocha Branston!




Ta reklama uczy


O co tu właściwie chodzi? - Zdesperowane kawałki sera wyruszają w biegu do ogromnego słoika marynaty. Głupota? Nie! Przecież ich największe marzenie może się za chwilę spełnić. Przy użyciu motywu"Follow your dreams!" dążą do osiągnięcia jedynego celu. Każdy z nich pragnie być tym wybranym. Jeden szczęściarz w końcu doznaje całkowitego spełnienia. Kandydat dosięga zaszczytu poznania smaku "branstonu". Lecz, czy wyszło mu to na dobre?

Sama agencja mówi o swojej pracy w ten sposób: "Nie wierzymy w marki, wierzymy w ikony. Marki są symbolami własności, podczas gdy ikony są symbolami wiary." Z tej teorii wynika, że pomysły firmy potrafią także uczyć. Co zatem stało się głównym przesłaniem serowej kampanii?

Niepozorny kawałek cheedara jest kwintesencją prawdy o naszych pragnieniach, a przy tym i nas samych. Naszej podświadomości. Wszyscy bowiem wiemy, że marzenia mogą się spełniać. Ba! Marzenia się spełniają, dlatego... Musimy uważać, czego tak naprawdę chcemy. To bywa zgubne. 


 Czy zatem i Wy chcecie  poznać smak serowej kampanii?

Co sądzicie o animacyjnych wyczynach firmy? Podoba Wam się taka edukująca reklama?

środa, 5 lipca 2017

Reakcje facebooka: lajk, serduszko, wrr i...KRZYŻ?

Facebook wie o nas i naszym codziennym życiu o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. Wie, gdzie mieszkamy, co lubimy robić w wolnym czasie, gdzie dziś jemy obiad, kogo uznajemy za swojego wroga, a kogo za najlepszego przyjaciela. Od dłuższego czasu za jednym kliknięciem myszki jest w stanie również poznać nasze emocje. I to zaczyna stawać się pretekstem do internetowej wojny. Naszej wojny.


1914r. - I wojna światowa, 1939 - II woja światowa, 2017... III internetowa wojna światowa?

Kryzysy w social mediach istniały i będą istnieć. Raz odbijają się większym, raz mniejszym echem. czasem są tylko dodatkiem do kawy, innym razem z kolei - zachętą do sięgnięcia po największą paczkę popcornu z dodatkiem dwulitrowej butelki coca-coli. 

Teraz kryzys(ik) dotyka i kwestii religii. I nie chodzi tym razem o prześladowania narodowe (jeszcze). Tym razem działania Facebooka mają swój fundament w reakcjach umieszczonych pod danym postem. Jeszcze do niedawna, w okolicach czerwca oprócz popularnych emotek śmiechu, złości, smutku, serduszka i chyba najbardziej powszechnego - lubię to, widniała wśród nich Duma kojarzona ze środowiskiem LGBT. Jedni uznawali ją za cios wymierzony w tradycję i towarzyszące jej wartości, inni natomiast traktowali  jak symbol walki o lepsze jutro i wiarę w nowy dzień. Aby podsycić zainteresowanie tematem, Facebook uznał, że brakuje tam jeszcze jednego atrybutu sporządzonego z mocy "wniosku" pewnej grupy chrześcijan z USA - Krzyża. I choć aktualnie znaczek Dumy zniknął, problem medialny pozostał. 


Była Duma - teraz chcemy Krzyża!


Internetowe spory przekształcają się w ideologiczne konsternacje. Internauci nakręcają kolejne kłótnie i zmuszają portal fb do ustosunkowanej deklaracji. Co ciekawe, pojawiają się nawet ramowe zarysy sporu. Gorący temat wzbudza zainteresowanie coraz szerszego grona. Naprawdę zdeterminowani w walce o krzyż zaczynają kreować swoje własne projekty i chętnie dzielą się nimi publicznie, również otwarcie na forum Zuckerberga.
Oto przykład jednego z nich:



"Jeśli pod tym postem będzie 100 krzyży to się ożenię!"

Na myśl od razu nasuwa się pytanie - gdzie ma przebiegać granica wykorzystania krzyża? Religia chrześcijańska to dość różnorodny odłam. I raczej rzekomy krzyż nie umknąłby uwadze innym wyznawcom, którzy przecież też mogliby się ubiegać o dodanie ich osobistego znaczku.
Wyobraźcie sobie teraz tablicę Facebooka przepełnioną, zgodnie z modą - krzyżami. O ile lajki dotychczas nie wzbudzały większych obaw i jeszcze jakoś dało się przeboleć nieustanne prośby o popularyzację wpisów... o tyle krzyże, no kurcze, serio?

"Kliknijcie 1000 razy w Półksiężyc a zorganizuję u siebie w meczecie Sylwestra" albo "Za 200 pentagramów wstawię live'a jak jem kota!" A świeżo upieczeni rodzice mogliby śmiało pytać, w jakim obrządku wychować swoją pociechę - wygrywa ta religia, która kliknie największą ilość symboli!




Na całe szczęście, Facebook do tej pory odmawia wprowadzenia tak radykalnych zmian. Nie zamierza spełniać prośby swoich użytkowników, lecz fala się wzmaga.

 Jak myślicie - skąd interesanci zaczerpnęli pomysł? Czy gdyby Facebook zdecydował się na wprowadzenie kontrowersyjnej emotki, moglibyśmy oficjalnie mówić o wybuchu III wojny? Jak według Was kształtuje się obraz sprawy?